Wspomnienia parkowych szczęściarzy

2020-01-09

Wielopokoleniowy charakter Parku Śląskiego można łatwo spersonalizować. Edward (lat 70+) i Kamil (lat 25) to nasi parkowi wolontariusze. Poświęcają się dla innych. Ale robią to przede wszystkim z myślą o tym miejscu. Jego historii i wielu funkcjach, jakie pełni w ich życiu. O marzeniach i planach, jakie z nim wiążą. Przeczytajcie, co opowiedzieli nam o swojej „parkowej przygodzie”.

Był 1956 rok. Edward Jarosz przyjechał do Planetarium Śląskiego na jedną z wielu szkolnych wycieczek, które nowo powstała instytucja organizowała dla dzieci i młodzieży „spoza Stalinogrodu i okręgu”. – Wokół obiektu nie było wtedy drzew. Otaczała je łysa polana. Ale byliśmy zachwyceni formą zajęć, sposobem przekazu wiedzy i atmosferą – wspomina wolontariusz.

Po szkole średniej, Edward rozpoczął studia na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poznał wielu kolegów ze Śląska i właśnie ten region wybrał na swoją dalszą karierę zawodową. Zamieszkał na Osiedlu Tysiąclecia, które wprawdzie nie przypominało dzisiejszego, ale do parku zawsze miał blisko. I to nie zmieniło się od ponad 50 lat.

– To miejsce było nie tylko miejscem zamieszkania. Instytut, w którym pracowałem, umieścił w parku stoisko badawcze pomiarów zanieczyszczenia. Tak się złożyło, że właśnie w tym miejscu wykonywałem pomiary pyłu łatwo opadającego. To mnie związało z parkiem zawodowo – opowiada.

Pan Edward był świadkiem budowy wielu parkowych atrakcji i obiektów, m.in. Ogrodu Japońskiego, kąpieliska „Fala” czy kolejki linowej „Elka”. – Dojrzewałem razem z parkiem. On stał się moim życiowym szczęściem. To tak, jakbyśmy spali przy Hyde Parku lub mieszkali naprzeciwko Central Parku. Tak, z wózkiem dziecięcym też tutaj jeździłem. Wszyscy jeździli. Jako miłośnik sztuki, przeżyłem też sporo wzruszeń związanych z parkową ekspozycją rzeźb.

Od kilku lat Edward jest liderem parkowych wolontariuszy-seniorów. W Parkowej Akademii Wolontariatu prowadzi zajęcia multimedialne oraz nordic walking. Pomaga też w organizacji imprez. – Jestem bardzo świadomym użytkownikiem tego miejsca. I mam spore nadzieje związane z programem jego modernizacji – zaznacza.

Kamil Wrzalik stawiał tu pierwsze kroki. Dosłownie. Jako malutkie dziecko, w Parku Śląskim uczył się chodzić. I właśnie ten bakcyl, którego złapał już wtedy, sprawił że wraca tu od wielu lat. I to coraz częściej. Od pięciu lat jest wolontariuszem parkowej Kuźni Wolontariatu – działa przy eventach, imprezach plenerowych, pomaga w każdej sytuacji. – Nowa, wartościowa społeczność, doświadczenia i parkowe akcje sprawiły, że nigdy się tutaj nie nudzę – przyznaje. – Pierwszym wydarzeniem, w którym brałem udział jako wolontariusz, był Bieg Wiosenny w 2014 roku – wspomina.

Kamil zawsze daje z siebie 100 procent. – Magia tego miejsca polega na aktywnym działaniu, odbieraniu uśmiechów, wielu godzinach pracy wolontariackiej wśród wspaniałej parkowej scenerii. I ludzi mających ten sam cel oraz przeświadczenie, że jest się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie – mówi.

Gdy przyjeżdża do parku, za każdym razem zapomina o szarej rzeczywistości. Siada przy Dużym Kręgu Tanecznym, patrzy na taflę Dużego Stawu, czuje zapach liści, wody, w tle słyszy małych, parkowych mieszkańców. – Ta różnorodność natury, a jednocześnie niesamowita cisza sprawiają, że choć na chwilę można znaleźć tak upragniony spokój – wyjaśnia. – Park Śląski jest atrakcyjny sam w sobie, a imprezy plenerowe są tylko dodatkiem, który powinien być rozsądnie dawkowany – mówi Kamil. – Jako użytkownik tego obiektu uważam, że mimo wszystko mamy szeroki wachlarz wyboru. Ogrom terenu sprawia, że jest to miejsce w pewnym sensie indywidualne, bo każdy może znaleźć tutaj jakiś zakątek dla siebie. Takiego uroku w sobie nie ma żaden inny park – uważa.

Czytaj również

Our website uses cookies, m.in. for statistical purposes. If you do not want them to be saved on your disk, change the settings of your browser. More on this topic...